niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 5

Uwaga! Rozdział zawiera sceny erotyczne przeznaczone dla osób pełnoletnich. I tak wiemy,że to przeczytasz.
Selena's POV:

Przestaję kontaktować ze względu na ból, który opanował całe moje ciało, momentalnie upadam i nie potrafię wydusić ani słowa oprócz zduszonego krzyku. Słyszę kolejne strzały jeden po drugim, ale nie trafiają one mnie, słyszę krzyki ludzi, którzy wybiegają z klubu. Nagle czuję jak ktoś mnie podnosi i zaczyna poruszać się bardzo szybko. Nie mam pojęcia kto to, ale ktokolwiek to jest niech zabierze ode mnie ten ból, nie mogę poruszać nogą, dostałam w udo, dwiema kulami, nie chcę czuć tego bólu. Nie wiem co się dzieje, przez ten ból tracę całkowity kontakt ze światem, powoli odlatuję całkowicie.
Otwieram oczy i teraz już nic mnie nie boli. Kiedy patrzę na zegarek, stojący na szafce obok mnie orientuję się, że jest 6 godzina. Kiedy próbuję poruszyć nogą, nadal czuję lekki ból, ale już nie taki jak przedtem. Nagle dostrzegam Vanessę wchodzącą do pokoju, która zaczyna krzyczeć.
- Ruszcie tyłki szybko, obudziła się!
Nagle do pokoju wchodzi cała ekipa z wczoraj, do nich dołączyli jeszcze Cara i Harry. Dzięki czemu domyślam się gdzie jestem,jesteśmy w ich bazie za miastem. Tak, rzadko się widujemy,ponieważ  oni praktycznie nie opuszczają swojej bazy.Tylko w celu chodzenia po klubach. Harryego nie da się pomylić z nikim innym.,jego uśmiech, włosy i tatuaże poznam wszędzie, ale odbija mu po alkoholu, dlatego nie jeżdżą z nami na imprezy i  jeśli chodzi o jego problemy z alkoholem to pilnuje go jego młodsza siostra Cara. Zostali sami i mają tylko siebie,odkąd Harry skończył 18 lat, a Cara 15. Wtedy ona miała trafić razem z nim do rodziny zastępczej, ale w nocy zabrał swoją siostrę i oboje uciekli z ośrodka adopcyjnego. Teraz Harry ma 20 lat, a ona 17. Oboje bezwzględni każą wszystkich za krzywdy jakich w życiu doznali. Nikt nie wie, czemu trafili do ośrodka adopcyjnego, ale wszyscy wiedzą, żeby o to nie pytać. Kiedyś Cara zaczynała płakać na dźwięk tego pytania, a teraz gdy jest z nim  na dźwięk tego samego pytania włącza jej się żądza mordu. Moje zamyślenie nagle przerywa głos Harryego.
- Albo mi się wydaje, albo coraz częściej przyciągasz kłopoty panno Gomez. - mówi to ze swoim szarmanckim uśmiechem na twarzy.
-Dawno już mnie nie opatrywałeś, a ponieważ tak rzadko się widujemy stwierdziłam, że trzeba w końcu ściągnąć jakieś kłopoty, żeby znowu wylądować tutaj. - mówiąc to cały czas się uśmiecham, a Harry zaczął się śmiać.
Nagle podchodzi do mnie Cara która teraz też się śmieje i mnie przytula. Ona i Vanessa są jedynymi dziewczynami w tym gronie, które jeszcze okazują jakiekolwiek uczucia komukolwiek. Odwzajemniłam przytulenie, nie chcę żeby czuła się odrzucona, ale nienawidzę tego robić, to okazywanie wrażliwości, a bycie wrażliwym to bycie słabym, a ja nie jestem słaba.
-W końcu się widzimy, wolałabym widzieć się z tobą w innych okolicznościach, ale cieszę się, że w ogóle jest taka szansa by Cię zobaczyć .- Cara mówiąc to cały czas się uśmiecha, a nagle wtrąca się Harry.
- Patrząc na twoje poczucie humoru mogę spekulować, że noga już Cię nie boli? Dostałaś dwiema kulami, wyciągnąłem je i wszystko powinno być już okej, ale straciłaś cholernie dużo krwi i jesteś osłabiona, a do tego masz w sobie mnóstwo leków od  bólu, które przez kilka dni jesteś zmuszona brać, bo noga będzie Ci cholernie mocno dokuczać. - mówi poważnie, cały czas patrząc mi w oczy.
-Nie przesadzacie? To tylko postrzelenie przecież żyję, nie raz oberwałam, po prostu już się odzwyczaiłam od tego bólu,ale wszystko jest już okej. - patrząc na nich, delikatnie przesuwając się usiadłam.
Nagle odzywa się Miley. - Są też dobre strony bo nie jesteś jedyną osobą poszkodowaną w tej strzelaninie. Kiedy oberwałaś trochę się rozszaleliśmy i dwie z nich są ranne, jednak u nich to wygląda trochę gorzej niż u Ciebie, wiec z tego się cieszymy. - mówiąc to cały czas miała uśmiech na ustach.
Po chwili jednak dodaje z powagą Demi. - Co oznacza, że mamy kłopoty jeszcze większe niż wczoraj i na razie zatrzymamy się tutaj. Dziś wracamy do miasta tylko na kilka godzin po nasze rzeczy, a potem wracamy tu. Musimy obmyślić jakiś plan działania, póki one na razie są niegroźne. Czy twoja ciotka nie zrobi z tego problemu?
W tym momencie zaczynam się niekontrolowanie śmiać. - Serio myślisz, że przejmuję się moją ciotką? Możesz mi powiedzieć kiedy ostatnim razem jej posłuchałam? - Kiedy to powiedziałam Harry zaczął się śmiać, poszedł do kuchni i kiedy z niej wychodzi niesie talerz z jedzeniem i podchodzi bliżej mnie i mówi posyłając mi przy tym swój uśmiech. - Oh Panno Gomez, nic się nie zmieniłaś.
On jako jedyny mnie tak nazywa i to od samego początku, kiedy to słyszę zawsze się uśmiecham. Nie mam pojęcia czemu tak jest. Biorę od niego talerz posyłając mu uśmiech i zaczynam jeść, jestem cholernie głodna. Kiedy kończę patrzę na zegarek i widzę, że jest 8 godzina. Stąd do miasta jest ponad godzina drogi, a skoro mamy być tam przed 12, to po 10 będziemy musieli stąd wyjeżdżać co oznacza, że muszę ruszyć swój leniwy tyłek z tej kanapy i iść się ubrać. Kiedy chcę wstać nagle podbiega do mnie Lucy i mówi.
- Chyba oszalałaś, jeśli myślisz, że wstaniesz sama, stając na nogę w którą zostałaś postrzelona wczoraj! - niemal na mnie krzyczy, a ja zaczynam się śmiać i wyciągam do niej rękę, żeby pomogła mi wstać. Podnosi mnie z kanapy i kiedy już chcę wziąć od niej kule, podchodzi Zayn, który bierze mnie na ręce i zaczyna iść przez całą długość bazy, a Cara, która idzie za nami zaczyna się śmiać.
-Zayn na razie mam łagodną prośbę, której jeśli jej nie wypełnisz zamieni się w rozkaz, więc do cholery jasnej postaw mnie. - cały czas patrzę na niego, a on zaczyna się śmiać i przyśpiesza kroku.
Kiedy do chodzi do drzwi wyprzedza nas Cara która je otwiera, a on sadza mnie na łóżku i mówi śmiejąc się. - Wedle rozkazu.
-To nie jest zabawne Zayn, nie jestem już dzieckiem do cholery. - Patrzę na niego z powagą, a on odwzajemnia mi tym samym i mówi z podniesionym głosem.
- Nie jesteś dzieckiem, ale jesteś ranna, co w tym momencie sprowadza się do bycia bezbronnym jak dziecko, więc siedź cicho i chociaż raz posłuchaj mnie, a teraz się przebierz, to pokój Cara, zostawię was same, czekam w pokoju obok. Cara daj znać jak się przebierze. - mówiąc to wychodzi.
Kiedy po jego wyjściu nadal patrzę na zamknięte drzwi z zamyślenia wyrywa mnie Cara. - Nie przejmuj się nim, on po prostu bardzo przeżył twój wczorajszy wypadek i nie może darować sobie tego, że ten pistolet był wymierzony w niego i to on miał dostać, a nie ty. - mówiąc to otwiera szafę, wyjmuje kilka ciuchów i kładzie je na łóżku obok mnie.
Cara jest prawie takiej samej postury jak ja, jest tylko jest trochę wyższa ode mnie, ale kocha nosić krótkie bluzki, więc z doborem góry nie powinno być problemu. Nie wahając się wybieram, za dużą dla niej czarną bluzkę do pępka z napisem yolo i czarne krótkie spodenki. Przebieram się,a ciuchy z wczorajszego dnia, które są podarte rzucam na podłogę. Lucy daje mi laptopa, włączamy muzykę, odpalamy fajki i długo rozmawiamy, kiedy słyszymy po długim czasie pukanie do drzwi  Cara wstaje i je otwiera ukazując sylwetkę Zayna, który mówi. - Gotowe? Musimy się zbierać.
Podchodzi do łóżka i bierze mnie na ręce, a ja tym razem nie protestuję. Cara zamyka drzwi i nagle znika mi z pola widzenia. Chwile potem znowu siedzę na kanapie w centralnym miejscu ich bazy. Kiedy patrzę na zegarek jest po godzinie 10.
Wszyscy się krzątają po bazie oprócz mnie i Georga, który dostał nakaz od Zayna pilnowania każdego mojego ruchu, a kiedy wybija godzina 10:30 przychodzi po mnie Miley. - No to ruszamy piękna. Będziesz pod domem na 12, my jedziemy do bazy po rzeczy i wrócimy po ciebie o 19 zgoda? - mówiąc to podaje mi rękę i kiedy już stoję na jednej nodze podtrzymując się jedna ręka ramienia Miley, a drugą Georga nagle odzywa się George. - Uznajmy, że się zgadza bez potwierdzeń i chodźcie szybko do tego pierdolonego samochodu, bo mnie Zayn zabije. - mówi to, a my zaczynamy się śmiać, a Miley dopowiada. - Taki duży chłopiec, a sie boi? - Śmiejąc się idziemy do samochodu Harryego w którym mam jechać na przednim siedzeniu. Wsiadam, a do tyłu wchodzi Cara i Vanessa. Kiedy ruszamy ja zasypiam, a niedługo potem budzi mnie głos Harryego. - Pobudka, już jesteśmy na miejscu, reszta pojechała już do waszej bazy, a my teraz jedziemy do nich dołączyć. - kiedy otwieram oczy widzę kilka kroków stąd dom mojej ciotki i Harryego z Vanessą, którzy stoją przy otwartych drzwiach samochodu od mojej strony.
Haryy bierze mnie za ręce i pomaga mi wstać,a a Vanessa podaje mi kule i mówi. - Dasz radę sama iść?
Uśmiecham się do niej i odpowiadam. - Czy chociaż ty mogłabyś mnie nie traktować jak Zayn? Ta,dam radę sama, nie jestem dzieckiem, wezmę ciuchy, trochę odpocznę,a wy będziecie po mnie o 19, wszystko wiem. - Uśmiecham się i podpierając się na kulach zmierzam w kierunku domu. Kiedy się odwracam widzę odjeżdżający samochód, i przyśpieszam chociaż to nie takie proste. w końcu docieram do drzwi. Mam już dość dosłownie wszystkiego. Czy ten pieprzony świat nie może choć na chwile zwolnić? Schylając się po klucz, który jak zwykle ciotka zostawiła mi pod wycieraczką nagle słyszę, że drzwi same się otwierają, a w nich kto? Ten obleśny alfons mojej ciotuni. Jego wzrok paraliżuje całe moje ciało, jest ostatnią osobą, którą chciałam w tej chwili widzieć.
-Chciałabym wejść do własnego domu, więc odsuń się z łaski swojej. - odburknęłam próbując się przepychać kulami się aby jak najszybciej przekroczyć próg i zaszyć się w swoim pokoju.
-Teraz to także mój dom skarbie. - odparł kierując na mnie swoje ukośne spojrzenie. Jego wzrok przeszywał mnie całą od stup do głów, aż na sam widok mam dreszcze.
Zmierzam powoli kuśtykając w kierunku schodów, a po chwili wchodzę do swojego pokoju, siadam na parapecie, a kule odkładam na fotelu obok łóżka. Co on tu robi do cholery, kiedy nie ma ciotki? Nie ważne, co mnie to obchodzi, chcę jak najszybciej się odprężyć. Mój niezawodny sposób na chwilę odlotu, mianowicie dobry skręt i Manson w tle, mogłabym tak całymi dniami. - There's not time to discriminate, Hate every motherfucker. That's in your way.
-Pięknie śpiewasz kwiatuszku. - zwrócił się do mnie opierając się jedną ręką o drzwi, a drugą trzymając w kieszeni. Znów czuję odruch wymiotny, gdy na niego patrzę.
-Czego chcesz? Ślepy jesteś co jest napisane na drzwiach? "Nie wchodzić" inaczej kurwa nie da się tego zinterpretować, więc wypierdalaj. - rozwścieczona krzyczę na niego.
-Hoho widzę, że kwiatuszek dzisiaj nie w humorze, a wiesz, że zawsze możemy go poprawić. - jego słowa odrobinę mnie przeraziły, co on sobie kurwa w ogóle myślał?
-Odsuń się ode mnie i wynoś się stąd. - wrzeszczę i staram się grać twardą, ale boję się jego zamiarów, pierwszy raz odczuwam tak ogromny strach, nigdy nie przypuszczałam, że będę czuć coś takiego. Nie mam przy sobie nic czym mogłabym się bronić, a widząc jego twarz, która jest coraz bliżej mojej ogarnia mnie również obrzydzenie.
-Dlaczego krzyczysz, przecież oboje wiemy, że tego chcesz. - wyszeptał mi do ucha i w tym samym momencie poczułam wielką wściekłość, która się we mnie buzuje, uderzyłam go z całej siły w twarz i kieruje się ku drzwiom, stając na moją ranną nogę przez co nie mogę iść szybko czując niewyobrażalny ból z każdym kolejnym ruchem. Nagle poczułam jak chwyta mnie za drugą nogę, przewróciłam się i uderzyłam miejscem postrzelenia całą siłą w bok łóżka i zaczęłam krzyczeć. Ból był potworny, widziałam jak bandaż robi się coraz bardziej czerwony. Nie mogłam się opanować, nie chcę tego, miałam już przed oczami tylko jedno..
Złapał mnie za biodra i posadził mnie na łóżku, nie miałam pojęcia, że drzemie w nim tak ogromna siła, nagle poczułam ukłucie w ramieniu. Ten pojebany sukinsyn wstrzyknął mi coś, myśli, że w ten sposób się poddam? Zauważyłam, że z jego skroni leci krew, uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że to od mojego ciosu. Moje ciało staje się coraz cięższe, a oczy same się zamykają. Co się ze mną dzieje? Co on mi dał? Nie mogę się poruszyć, tracę wszelkie siły jakie do tej pory posiadałam, nie mogę nawet wstać, mimo to czuję wszystko. Kładzie na mnie swoje wielkie obślizłe łapska, ściąga mi bluzkę i stanik, ściska moje piersi jęcząc przy tym. Pragnę umrzeć, nie chcę tego czuć. Dlaczego? Dlaczego ja? Rozpina mi spodenki i energicznie mi je ściąga, zahaczając przy tym o grubą warstwę bandażu na moim udzie przez co wydaję z siebie kolejny krzyk. Z majtkami już się tak nie cackał, rozerwał je na mnie. Czuję się jak w pierdolonym piekle mimo, że nigdy tam nie byłam, ja mam swoje piekło na Ziemi.
-Teraz kochanie posmaruję się wazeliną, przecież obydwoje nie chcemy abym wszedł w Ciebie na sucho, to byłby dopiero ból, leż spokojnie, grzeczna dziewczynka. - Powiedział jednocześnie głaszcząc moje włosy. Nagle poczułam ból, niesamowity, przenikający całe moje ciało, zrobił to..wsadził swojego nabrzmiałego kutasa we mnie i porusza coraz szybciej i szybciej, proszę niech to się już skończy, dłużej nie wytrzymam. Jęczy przy tym moje imię, mówi jak bardzo kocha takie bezbronne dziewczynki jak ja. Jest okrutny i bezlitosny, robi wszystko, aby tylko sprawić sobie przyjemność. Klepie mnie po pośladkach, wykręca moje sutki, nigdy wcześniej nie czułam takiego bólu aż do teraz... Nagle poczułam ulgę, nareszcie przestał, czekałam na tą chwilę..czy mogę juz odejść? Myliłam się..czuję jego spermę, jak wytryskuje ją na całe moje ciało, włosy, twarz, brzuch, nogi, wszędzie, dosłownie wszędzie. Nigdy wcześniej nie spotkałam tak obleśnego człowieka, jego język..co chwila czuję go w innym miejscu, bawi się mną.
-Jesteś taka piękna. - mówiąc to wepchnął mi go do gardła, nie odwzajemniłam jego pocałunku, to była jedna z rzeczy, które bym się brzydziła zrobić za wszelką cenę. Poczułam, że się dławię, stało się najgorsze. Ten pierdolony zboczeniec wepchnął mi swojego kutasa do ust, szybkim ruchem wkłada go i wyciąga, stękając przy tym jak stary dziadek chodzący przy kulasce. Nie mogłam złapać powietrza, nagle usta miałam pełne jego spermy po czym chwycił mnie szybkim ruchem za włosy i przystawił twarz do podłogi, bym mogła ją wypluć póki do końca się nie udławię.
-Żadna z Tobą przyjemność. - stwierdził schodząc ze mnie. Lekko się uśmiechnęłam, ciesząc się że moje piekło się skończyło. Łzy ciekły mi strumieniami.
-Dziwka! - wykrzyknął uderzając mnie kilka razy w twarz, aż nabrałam czerwonych pręg na policzkach. Nie czuję już nic, zupełnie nic, powoli odlatuję przy dźwiękach Mansona. - And you think love is to pray, but I'm sorry I'don't pray, that way.

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 4

Selena's POV:

Minęło kilka minut, a my już byłyśmy pod klubem. Miley parkuje, razem wysiadamy i kierujemy się w kierunku głównego wejścia klubu. Przy wejściu czeka na nas Vanessa, Zayn i George. Brakuje jeszcze dwóch osób z ich grupy, ale ta dwójka rzadko wychodzi. Jednak cała ta trójka ma 19 lat i mieszkają w swojej bazie za miastem, dlatego rzadko się widujemy, ale chcą przenieść swoje interesy tutaj, a bazę do naszego baraku. Liczymy na to, że przeniosą się wkrótce.
Posyłam Vanessie uśmiech, która idzie w naszym kierunku z szerokim uśmiechem.
Przytula naszą całą trójkę, cały czas się śmiejąc. Już teraz była nawalona, to co będzie potem. - Ledwo was poznałam ślicznotki. Opowiadajcie co u was się dzieje, ale liczę na szczegółowe wyjaśnienia. - mówiąc to pokazuje na moją zabandażowaną rękę. - No właśnie, w południe dowiedziałam się, że Mona nie żyje, a niedługo potem, szukał was jej gang, więc wnioskuję, że to wasza sprawka.
-Cholera. - Miley zaklęła
-No to chwalić się, która w końcu zabiła te dziwkę. - Vanessa sie smieje
Miley i Demi spojrzały się na mnie, a kiedy Vanessa to zobaczyła, również odwróciła swoją głowę i z uśmiechem zaczęła mówić. - Słyszałam, że to była niezła robota, kulka prosto w serce, zero szans na przeżycie, śmierć na miejscu, nieźle kochanie, gratuluję. - uśmiechnęła się po czym ścisnęła moją dłoń.
W końcu ktoś kto się z tego cieszył i mi gratulował. Miley i Demi byly jedynymi, które nie stały teraz uśmiechami.
Po chwili Vanessa dodała. - Ale, żeby nie było wątpliwości Sel nie pochwalam tego, to było szczeniackie, pochopne i zbyt nierozważne zachowanie, teraz możecie mieć z tego powodu poważne kłopoty, skoro już was szukają. - Spoważniała. Mimo dobrego humoru, spowodowanego zbyt dużą ilością alkoholu, teraz była cholernie poważna, a Miley przeklinała pod nosem.
Natychmiast jej na to odpowiedziałam. Bylam wkurwiona, od wczoraj slysze ciagle pretensje. - Możecie w końcu skończyć gadać o tym cholernym gównie? Wrócimy do tej rozmowy rano, teraz przyjechałam się najebać, zabawić i chociaż przez kilka godzin nie myśleć o tym całym gównie. Pozwolicie mi? - Patrzyłam na nie teraz już cholernie wkurwiona i szukałam w oddali spojrzenia któregoś z chłopaków, żeby któryś z nich w końcu raczył się na mnie spojrzeć i ruszyć tu swoje dupsko, bo miałam już dość rozmowy z dziewczynami, chciałam wejść w końcu do środka.
Miley cały czas była podminowana, Demi z nerwów wyjęła fajki z torebki i poczęstowała nimi nas wszystkie, więc zaczęłyśmy jarać, aż w końcu odezwała się Vanessa.
-Chcesz się bawić, wiedząc, że w każdej chwili mogą się zacząć wasze kłopoty? - patrzyła na mnie cały czas z poważną miną. - Powiedźcie mi przynajmniej, że macie przy sobie broń. - Teraz jej poważne spojrzenie zamieniło się w błagalne.
Kiedy Miley zaczęła jej odpowiadać, w naszym kierunku zaczął iść Zayn i George. Nareszcie. -Przecież wiesz, że nie zabieramy ze sobą broni, wiesz co się kiedyś wydarzyło, od tamtego momentu nie nosimy przy sobie żadnej broni, chyba, że idziemy na akcję. - Odpowiedziała jej Miley kiedy chłopacy właśnie do nas dołączyli.
-Witajcie piękne. - powiedzieli jednocześnie i uśmiechnęli się do nas. - Ile można na was czekać? Ja rozumiem te całe babskie pogaduszki i to, że mieliśmy obserwować czy nie dzieje się nic podejrzanego, ale zaczęliśmy się nudzić, wiec ruszcie swoje tyłki i zapraszam na parkiet dziewczyny. - dodał Zayn z uśmiechem na ustach.
Nagle wtrącił się George z równie szerokim uśmiechem. - Jeszcze z nudów przyjdzie nam jakiś głupi pomysł do głowy, a tego oczywiście byśmy nie chcieli. - Teraz oboje z Zaynem nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
Byli tak bardzo zadowoleni z wiadomych powodów, tak odreagowywali zresztą my tez wlaśnie z tego powodu tu przyjechałyśmy. Tylko, ze naszym planem było najebać się tu, a nie już w bazie.
Odezwała się do niego Vanessa. - Pójdziemy, jeśli przyniesiesz z samochodu 3 pistolety. - uśmiechnęła się do niego, a Zayn odwzajemniając uśmiech ruszył w stronę swojego samochodu i za chwilę pojawił się przy nas ponownie. Wyjął 2 pistolety ze swoich przednich kieszeni spodni i dał je Miley i Demi, a one schowały je do swoich torebek, kiedy wyjął 3 pistolet z jednej ze swoich tylnych kieszeni spodni i chciał dać go mi, najpierw wzięła go Vanessa.
Co do cholery?
Spojrzała na mnie i zaczęła mówić. - Masz nie używać go jeśli nie będzie takiej potrzeby jasne? A jeśli już będzie taka potrzeba masz postrzelić, a nie zabić. Żebyś zrozumiała powtórzę jeszcze raz, masz strzelić tak, żeby nie zabić. Rozumiesz mnie? - Nie przestawała patrzeć mi w oczy.
Wyrwałam jej pistolet z ręki i schowałam go do torebki. Kim ja do cholery jestem? Jakimś dzieckiem? Co to do kurwy nędzy ma być.
-Możecie przestać do cholery traktować mnie jak jakieś dziecko? Ile ja mam do cholery lat? Nie jestem idiotką i to rozumiem, wtedy musiałam to zrobić i to zrobiłam i powtarzam to już po raz setny, wcale tego nie żałuję. - odwracam się od nich i kieruję się w stronę klubu po czym do niego wchodzę, a oglądając się lekko za mnie dostrzegam idących tuz za mną po mojej lewej stronie Georga i Demi, a tuż za nimi resztę. No super, moje niańki. Podchodzę do baru i zanim zdążam cokolwiek powiedzieć barmanowi, George wyprzedza mnie i zamawia 2 Pina Colady, 1 Bloody Mary, 1 Manhattan i 2 Whiskey. Po chwili barman podaje nam jego zamówienie, do mnie i Vanessy powędrowała Pina Colada, Miley wzięła Bloody Mary, Demi Manhattan, a chłopacy standardowo zaczynali whiskey. Chociaż w ich słowniku słowo zaczynać jest pojęciem względnym.
Patrząc na zegarek w telefonie, bo na tym na ręku zbytnio nie mogę zauważyć prawidłowej godziny, po kilkunastu drinkach i kilku przetańczonych godzinach ku mojemu zaskoczeniu strzelam, że dochodzi dopiero północ i okazuje się, że trafiam prawie poprawnie. Dokładnie to jest 15 minut po północy, a ja zamierzam bawić się dalej. Kiedy wypijam nie wiem już którą kolejkę wódki i idę w kierunku łazienek ze względu na zbyt dużą ilość alkoholu w moim pęcherzu, kiedy staję obok drzwi do łazienki nie ma praktycznie nikogo oprócz dwóch dziewczyn, które stały przede mną i wyglądały mi znajomo, ale ze względu na rozmazane kolory nie jestem niczego pewna.
Nagle odezwała się jedna z nich. - Dobrze się bawisz? - ten głos poznam wszędzie. Nancy. Dziewczyna z gangu Mony.
-Skoro już pytasz to bawiłam się zajebiście póki nie przyszłaś.. Ty i twoje koleżaneczki zawsze psujecie najlepsza zabawę. - Wypaliłam.
Cholernie nie mam siły teraz na cokolwiek, ale patrze na nią z uśmiechem cały czas patrząc Nacy w oczy, nie zwracając uwagi na jej koleżanki, których tożsamości jeszcze nie udało mi się ustalić..
Po dłuższej chwili Nancy się odezwała. - Powinnaś być czujna Gomez, to nie jest zabawa w przedszkole. - chciała kontynuować dalej swój jakże interesujący monolog z którego nie zapamiętałam ani nie zrozumiałam ani słowa, ale nagle do naszego kółeczka dołącza czwarta osoba. - A moim celem jest pomszczenie mojej siostry. - Powiedziała te słowa, a ja już wiem, ze moje złe przeczucie przed impreza właśnie się sprawdzało.
-Witaj Katherine. - Teraz już się nie uśmiecham. Jestem pewna, że zaraz się zacznie.
Patrzy na mnie świdrującym spojrzeniem i choć zbytnia nie widzę jej twarzy to czuje jak jej oczy przeszywają mnie całą . -Boisz się? Bo jeśli nie to uważam, ze powinnaś zacząć. - nie spuszcza ze mnie wzroku.
-Ja, bać? I do tego ciebie? - zaśmiałam się - Wykończyłam twoja z siostrę z zimna krwią bez żadnego problemu i do tego patrzyłam na to jak umiera z uśmiechem na ustach, dodam, że gdyby cofnął się czas zrobiłabym to znowu, a teraz wykończę ciebie.
Kiedy wypowiedziałam te słowa Katherine straciła cierpliwość i wyciągnęła broń, którą teraz we mnie mierzyła.
-Wiesz jak się tego używa? - zakpiłam
-Jeśli nie chcesz się o tym przekonać to się w końcu zamknij...a nie czekaj w sumie to nie musisz, bo i tak cie zabiję. - Cały czas patrzy się na mnie z uśmiechem, a ja ani trochę się nie boję, nie wiem czy to jest spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu, ale jakoś zbytnio się w to nie zagłębiam.
-Udowodnij. - Teraz ja tez się uśmiechałam dopóki nie zobaczyłam po swojej lewej stronie Zayna, który biegnie w moim kierunku z bronią w reku. Kiedy już był przy mnie najpierw czuję jak odpycha mnie na bok co powoduje wkurwienie całej czwórki, która chciała zabić mnie jak najszybciej i powstaje szamotanina. Kiedy czuję na swoim nadgarstku rękę, wiem, że na pewno nie jest Zayna, przyciąga mnie i kiedy patrzę na jej twarz widzę Katherine, która przystawia mi pistolet do skroni.
-Poznajcie moją łaskawość, macie 10 sekund na pożegnanie się. - odzywa się Katherine z uśmiechem na twarzy.
Kiedy zamykam na chwile oczy, czuję w tym momencie jak jestem rzucana na podłogę i że nie jestem już przez nikogo trzymana. Próbuję wstać, patrząc na Zayna, w którego jest w tym momencie wymierzony pistolet.
-Czas się skończył, no ale skoro wolisz, żebym najpierw zabiła ciebie proszę bardzo. - Katherine mówi do niego cały czas trzymając go na muszce.
W tej całej szamotaninie zgubiłam torebkę, nie mam pistoletu, więc kiedy już ma nacisnąć za spust, podnoszę się i z całej siły kopię ją w biodro tak, że się przewraca. Ludzie przebywający w klubie już zainteresowali się zaistniałą sytuacją. Kiedy podbiegam do Zayna orientuje się, że zajmując się Katherine zignorowaliśmy pozostałą dwójkę, która do tego momentu stała spokojnie, póki Katherine nie dała im teraz znaku ręką.
Widzę jak w naszą stronę biegnie Miley i George. Kiedy my już mamy się wycofać i zacząć biec, a oni są już blisko łazienek słychać pierwszy strzał, za chwile drugi i trzeci, a teraz czuję ból przenikający cale moje ciało i widzę jak Miley przestała biec zamierając w bezruchu cały czas patrząc mi w oczy. Trafiła mnie...

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 3

Justin's POV:

Chantel, wstała z ławki. - Naruszam twoją przestrzeń Justin? - patrzy na mnie tak jak nigdy wcześniej na mnie nie patrzyła, co ja narobiłem?
-Chantel ja nie to miałem na myśli. - zacząłem przerażony - Przecież wiesz, że cię kocham, a w miłości najważniejsze jest uczucie i to co nas łączy, a nie okazywanie tego w obleśny sposób. To niehigieniczne.
-Jakie? Okazywanie uczuć jest dla ciebie obleśne? A może to ja jestem dla ciebie obleśna? - podnosi głos
Nie wiem jak się z tego wyplątać, nie jestem dobry w takich rozmowach, w ogóle nie jestem dobry w rozmowach.
- Przecież wiesz, że tak nie jest kocham Cię.
Spojrzała się na mnie  i powiedziała z goryczą w głosie - Ta cała sytuacja jest żenująca Justin, a ja śpieszę się na lekcje Cześć.
Tak mnie zamurowało, że przez cały ten czas nawet nie ruszyłem się z ławki. Nie wiem co się ze mną dzieje, jest jedną z dwóch osób, która nie wstydzi się przebywać w moim towarzystwie, a co dopiero mnie kochać, a ja to schrzaniłem.
Myśląc o tym zdarzeniu zacząłem, patrzeć przed siebie i zauważyłem idącego w moją stronę Ryana
-Cześć Justin - krzyczy do mnie podbiegając i podając mi rękę
-Cześć - wymusiłem uśmiech
Co poradzę na to, że nie mam nastroju po tym co zrobiłem wcześniej. Najchętniej zostałbym na tej ławce przez cały dzień, ale niestety muszę iść do szkoły, a fakt,że na każdej przerwie będę widział Chantel przeraża mnie.
-Nie idziesz na lekcje? - spojrzał na mnie z pytającym uśmiechem na twarzy
-Jasne, że idę tylko pokłóciłem się z Chantel i trochę się zamyśliłem. - miałem nadzieję, że on doradzi mi co mam w tej sytuacji zrobić z tą całą idiotyczną sytuacją.
-No to wstawaj i opowiesz mi po drodze,bo zaraz będzie dzwonek musimy iść na lekcje. - uśmiechnął się
-No dobrze,chodźmy. - odwzajemniłem mu uśmiech.

Selena's POV:

Ciotka patrzy się na mnie z wściekłością w oczach, ale widać w jej spojrzeniu także lekkie zaskoczenie i przerażenie. Nigdy przy niej się tak nie zachowywałam, znaczy wyzywałam ją, kłóciłam się z nią, ale nigdy nie reagowałam na nią tak jak teraz, ale teraz zrobiła coś na co musiałam zareagować, ona także zachowała się tak po raz pierwszy, pokazała mi swoje lekceważące zachowanie wobec mnie, a tego nienawidzę, nie pozwolę sobie na to, a ona musi to wiedzieć.
Odwzajemniam jej wściekłe spojrzenie, aczkolwiek i z niej i ze mnie powoli schodzą emocje.
-Co ci się stało w rękę? - Nagle pyta, jakby to co miała miejsce przed chwilą wcale się nie wydarzyło.
Czyli znowu wszystko jest jak zwykle, ona teraz udaje opiekuńczą, a wieczorem przyjdzie jakiś koleś, który znowu będzie ją pieprzył. Dobrze, że idę dziś na tę imprezę, a po niej będziemy imprezować w trójkę u którejś z dziewczyn i wrócę w południe kiedy nie będzie, ani jej ani tego jej kochasia.
-Nie twój zasrany interes. Nie musisz martwić się ani o mnie, jakbyś nie zauważyła, dobrze sobie radzę z wychowywaniem samej siebie, więc możesz łaskawie skończyć się wtrącać.
Teraz na jej twarzy znowu maluje się złość, wkurzanie ludzi to moje hobby, to jedna z rzeczy, które mi wychodzą najlepiej, szczególnie wkurzanie jej.
-Możesz chociaż przez chwilę być spokojna? Chcę Ci coś powiedzieć. - Mówi stanowczo i podnosi głos
Przecież ja jestem spokojna, jestem cholernie spokojna.
-Taa,czego chcesz? - Nie mam ochoty słuchać kolejnych litanii, ale chyba muszę przez to przebrnąć.
-Chcę Ci powiedzieć, że dziś wprowadza się do nas Mark, mój obecny facet. - wypowiedziała te słowa, a mnie po prostu wbiło w podłogę, czy ona była aż tak głupia?
-Czy Ciebie do końca już pojebało? Oszalałaś kurwa? Nie będę mieszkać pod dachem z jakimś chujem. - Tracę nad sobą panowanie, czy ona naprawdę oczekiwała, że ja będę spokojna kiedy powie mi coś takiego?!
-Masz się w tej chwili uspokoić! On nie przeprowadza się tu na stałe tylko na pewien czas, został bez dachu nad głową, a ja chcę mu pomóc. - Ona naprawdę uważa, że ja teraz jej powiem, że jest cudowna, wspaniała i to szlachetne z jej strony?
-Pomagaj sobie komu chcesz, ile chcesz i jak chcesz, ale ja nie chcę tego oglądać. Dziś idę na imprezę z dziewczynami, wracam jutro i liczę na to, że ustalisz mu plan dnia tak, żebym nie musiała go jutro zobaczyć, a ja znajdę sobie od jutra inny nocleg póki on się stąd nie wyprowadzi.
Odwracam się i idę schodami na górę, nie dając jej, powiedzieć ani słowa. Wchodzę do pokoju i zamykam drzwi na klucz, jak dobrze, że mam tu swoją oddzielną łazienkę i nie muszę wychodzić na korytarz do niej. Jest prawie 13, więc pora wziąć prysznic. Po dłuższym namyśle decyduję, że jednak wybiorę kąpiel, muszę się odprężyć. Rozbieram się, napuszczam wodę do wanny po czym do niej wchodzę. Na szafce obok kładę telefon i puszczam muzykę, a z półki wyżej zdejmuję paczkę fajek, zapalniczkę i kładę obok telefonu, po czym wyciągam jedną fajkę z pudełka i odpalam. Rozkładam się wygodnie w wannie i zamykam oczy. Tego mi było trzeba. Czuję jak rana na lewej ręce piecze i boli. Jednak staram się chociaż przez chwilę zapomnieć o bólu i się odprężyć. Kocham takie chwile wytchnienia. Bez chwili zastanowienia, po spaleniu pierwszej fajki odpalam drugą. Kiedy wydaje mi, że mój relaks nie trwał długo, patrzę na zegarek i widzę, że dochodzi 15. Sięgam po ręcznik z szafki i wychodzę z wanny. Zawiązuję ręcznik na piersiach, biorę ze sobą telefon i idę do pokoju. Idąc do pokoju wyłączam muzykę i przeglądam wiadomości w telefonie. Dostałam wiadomość od Demi, że będą po mnie o 18. Czyli mam jeszcze dużo czasu, to dobrze, bo zdążę jeszcze coś zjeść. Podchodzę do szafy i wyciągam bieliznę, oraz krótkie materiałowe spodenki i luźną bluzkę, którą mogłabym założyć bez tych spodenek, gdyż sięga mi do połowy ud. Jednak zanim się przebiorę postanawiam, że zmienię opatrunek, teraz to już cholernie mnie piekło. Biorę nożyczki i znowu idę do łazienki i wyjmuję z szafki apteczkę. Rozcinam bandaż w miejscu w którym związała go któraś z dziewczyn i rozplątuję go do końca. Ukazuje mi się pokaźna szrama z której nadal leci krew. Wkładam rękę pod kran i zmywam ją z krwi. Z rany nadal leci krew, ale już mniej, kładę rękę na szafce, obwiązuję ją grubszą warstwą bandażu i związuje. Zanim wychodzę z łazienki chowam z powrotem apteczkę do szafki i biorę ze sobą paczkę fajek i zapalniczkę po czym wychodzę z łazienki. Rzucam fajki na łóżko i wychodzę z pokoju idąc w kierunku kuchni. Odwracając głowę na lewo, widzę ciotkę, która leży na kanapie, ale nie zwracając na nią uwagi wyciągam z lodówki sałatkę, robię sobie kawę i idę z powrotem do pokoju. Zamykam drzwi kopniakiem, tym razem nie przekręcając zamka, stawiam kawę na szafce obok łóżka, a sama z miską sałatki w rękach, kładę się na łóżku i włączam telewizor.

Justin's POV:

Wychodząc z klasy po ostatniej lekcji zacząłem myśleć o tym co powiedział mi Ryan. radził mi żebym dal mi i Chantel czas i się z nią nie kontaktował, ale ja tak nie umiem i nie chce. Nie mogę znieść ani minuty wiedząc, że moja dziewczyna jest przeze mnie zła, smutna, cokolwiek po prostu nie potrafię tak. i nie mam pojęcia czemu Ryan tak się zachowuje przecież on jako jeden z kilku osób w moim życiu mnie rozumie i wie co jest dla mnie najlepsze. Ostatnio zachowuje się jakoś dziwnie. Nie jest już taki jak wcześniej. Z rozmyślań wyrywa mnie dotarcie do szklanych drzwi wyjściowych poprzez zderzenie się z nimi. Kiedy z ogromną siłą walnąłem w szybę, przewracam się i patrzę jak wszyscy stojący wokoło mnie zaczynają się śmiać, wyzywać mnie i rzucać czymś. Nic nowego. Kwestia przyzwyczajenia. A wszystko przez moje zamyślenie, brak uwagi, koncentracji albo po prostu jestem oferma. Szybko wstaję, spuszczam głowę i przyspieszam tempo, żeby jak najszybciej opuścić szkole. Kiedy już jestem za brama szkoły wyciągam telefon i decyduje się wybrać numer Chantel.
Czekając chwile w końcu słyszę w telefonie - Halo - Odebrała. Przestałem już w to wierzyć, ale udało się.
-Chnatel, ja chciałbym z tobą porozmawiać. - Jestem lekko zdenerwowany.
-Teraz nie mogę, idę do kina z Taylor. Nie będę siedziała w piątkowy wieczór w domu. - Chantel była stanowcza i poważna.
Poczułem się zawiedziony. Liczyłem na to, że nasza dzisiejsza kolacja jednak się odbędzie.
-Musze z tobą porozmawiać, to ważne proszę czy możemy spotkać się jutro na kolacji o 19? -Jestem stremowany, ledwo udaje mi się wymówić te słowa.
-Dobrze, widzimy się jutro. - mówi bez zastanowienia, a ja czuje ze teraz tylko gra poważna i kiedy wyobrażam sobie jej piękny uśmiech dopiero teraz mogę odetchnąć..
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Przyjdę po ciebie o 18:00.
-Okej, cześć Justin.
-Cześć Chantel.. a i jeszcze jedno. - waham się.
-Co? - pyta z ciekawością.
-Kocham Cie. - mówiąc to rozłączam się i teraz już z uśmiechem na ustach wracam do domu.

Selena's POV:

Skończyłam jeść, pić kawę i jak spojrzałam na zegarek, było po 17, więc pora zacząć się zbierać. Wstaję i idę do szafy. Wyjmuję z niej krótką materiałową czarną sukienkę bez ramiączek i dobieram do niej czarne szpilki. Przebieram się, po czym idę do łazienki się pomalować. Kiedy już jestem pomalowana, biorę ze sobą czerwoną szminkę i lusterko i rzucam ją na łóżko. Ponownie otwieram szafę i wyjmuję z niej torebkę, do której wkładam rzeczy, które wcześniej rzuciłam na łóżko. Patrzę ponownie na zegarek i jest godzina 18, jaka ja punktualna. Wyglądam przez okno, ale nie widać jeszcze samochodu Miley. Swoją drogą chyba też muszę sobie w końcu kupić samochód, przyda mi się. Odwracam się i wychodzę z pokoju, za chwilę przyjadą. Zmierzam w kierunku drzwi, jednak kiedy odwracam się w kierunku kuchni widzę ciotkę stojącą w drzwiach kuchennych, która taksuje mnie wzrokiem.
-Jeśli myślisz, że.. - zaczyna, ale nie daję jej dokończyć.
-Tak właśnie, myślę, że tak pójdę i nawet pozwolę Ci popatrzeć jak to robię.
Idę w kierunku drzwi i nie zwracam uwagi na jej słowa, otwieram je i trzaskam nimi, patrząc na podjeżdżający pod dom czerwony samochód Miley.
Miley i Demi podjeżdżając zagwizdały. - No cześć piękna. - powiedziały razem i wszystkie zaczęłyśmy się śmiać.
No cześć. - mówiąc to nadal się śmiałam i wsiadłam do samochodu Miley rozkładając się na całym tylnym siedzeniu, ponieważ cale było tylko dla mnie. Miley odpala samochód i ruszamy. No to zaczynamy imprezę, nie wiem czemu, ale mam dziwne przeczucie.

wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 2

Selena's POV:

-Co jest kurwa? - spytała Demi
co Miley sobie kurwa myśli, powinna mi dziękować, że w końcu ktoś załatwił to czego chciałyśmy od dawna, a ja wcale tego nie żałuje.
-Dobrze wiesz Dems co ona wczoraj zrobiła i wiesz także to, że miała jej nie zabijać do cholery jasnej, teraz mamy ich gang na głowie,naprawdę tego nie rozumiesz?! - wydarła się Miley
splunęłam - boisz się tego gangu? - zaśmiałam się - jeśli w ogóle tak można to nazwać. Należało się suce, a ja wcale tego nie żałuje.
-Nie mów nic więcej - przerwała mi z powagą Miley
powiem, właśnie, że powiem kurwa.
kiedy już chciałam się jej odgryźć odezwała sie Demi
-Macie się ogarnąć rozumiecie?! - krzyknęła Demi - Ty! - wskazała na mnie - ty wczoraj odpierdoliłaś tak, że mamy teraz pracy na kilka miesięcy, przez jeden pierdolony błąd, mimo naszych zakazów zrobiłaś po swojemu, zrozum Selena nie możemy sobie pozwalać na coś takiego jasne? To potem kosztuje nas wszystkie dużo pracy, nerwów i problemów rozumiesz? a Ty - wskazała na Miley - uspokój się, słyszałaś co ta szmata jej wczoraj powiedziała,więc się nie dziw kurwa, że tak zareagowała, sama zrobiłabym to samo na jej miejscu.
-I tak mam w dupie to, że ją zabiłam nie myślcie, że będę przepraszać. - odgryzłam się
Miley splunęła - wcale tego nie oczekuję, ty nie umiesz przepraszać.
w miedzy czasie zaczął mi dzwonić telefon, ale wcale na to nie reagowałam.
wtrąciła się Demi - macie sie ogarnąć natychmiast, a ty Selena odbierz ten telefon, bo mnie zaraz szlak trafi.
wyciągnęłam z kieszeni telefon, zobaczyłam na ekranie numer ciotki i odebrałam.
-Czego? - odezwałam się z nerwami wciąż będąc zła na Miley
-Gdzie ty do cholery jesteś?! - krzyczała mi w słuchawkę
wywracając oczami mruknęłam - Nie twój pieprzony interes nie wrócę tam dopóki będzie tam twój kochaś.
-Masz natychmiast wrócić do domu jestem sama i na Ciebie czekam rozumiesz? - powiedziała spokojniej najwyraźniej rozumiejąc moje pretensje.
-Zaraz będę. - westchnęłam rozłączając się.
To wszystko jest tak bardzo popieprzone. Nie chciałam tam wracać, wolałam cały czas być tu w tym baraku z dziewczynami niż tam z nią.
-Muszę już iść dziewczyny, ciotka czegoś ode mnie chce jak zwykle. Wieczorem idziemy na imprezę tak jak planowałyśmy?
Na myśl o imprezie poprawił mi się humor, potrzebuje tego.
-Jasne,widzimy się wieczorem - powiedziały razem ciesząc się tak samo jak ja na myśl o imprezie
Odwróciłam się i wyszłam z baraku, to będzie długi dzień.

Justin's POV:

Zawsze rano wychodząc do szkoły siadaliśmy z Chantel na ławce w parku, który jest obok niej,długo rozmawialiśmy, aż w końcu spytałem:
-Czyli.. - zacząłem niepewnie - idziemy dziś na kolacje tak?
Przesłałem delikatny, uśmiech, jednocześnie czułem jak na moich policzkach pojawiają sie rumieńce. Pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się szeroko - oczywiście, że idziemy, swoją drogą kocham twoją skromność.
Mówiąc to sprawiła, że zacząłem czerwienić się jeszcze bardziej - zaśmiała się - to naprawdę urocze - mówiąc to przysunęła się do mnie bliżej, chcąc mnie pocałować. Natychmiast odwróciłem głowę w drugą stronę i odsunąłem się od niej.
Nie jestem gotowy, nie powinna naciskać, nie chciałem tego robić, ale tu przecież nie chodzi o nią tylko o mnie. Kocham Chantel, ale nie potrafię być z nią, aż tak blisko, nie teraz, nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowy. Przy niej czuję się niepewnie, zawstydza mnie, jest piękną kobietą, a ja.. i tu pojawia sie kwestia kompleksów, których zdążyłem się nabawić przez te ciągłe poniżanie, nienawidzę tego uczucia.. - Oboje powinniśmy szanować swoja przestrzeń osobistą. - wypaliłem całkowicie nie myśląc co mówię.

Selena's POV:

Przez prawie całą drogę do domu ciotki myślę o wczorajszych słowach Mony. Swoją drogą to zabawne, że zamiast myśleć o wymówce dla ciotki dlaczego mam podartą bluzkę, brudne spodnie i rozciętą rękę z której coraz bardziej leci krew to myślę o jakiś gównianych słowach wypowiedzianych przez kogoś kogo zabiłam. To popieprzone. Aczkolwiek teraz mam nadzieję, że nie będzie tam, któregoś z tych jej kochasiów, bo przysięgam, że go zabiję..a raczej, zabiłabym gdybym miała czym. Dziewczyny ustaliły zasadę, że broń zostaje w baraku, nie możemy niczego zabierać ze sobą, chyba że wychodzimy na spotkanie z tymi co mogliby chcieć nas wykończyć..to rzeczywiście mądre, bo jakbym teraz spotkała, kogoś kto chciałby mnie wykończyć z pewnością nie byłoby mu tak ciężko, patrząc na to iż nie mam żadnej broni przy sobie. Teraz ciekawi mnie, czemu wcale się tego nie boję? Nie chcę broni do samoobrony, sama umiem sobie poradzić, ale bronią łatwiej zabić, a mi sprawia to cholerną przyjemność. No pięknie zaraz się zacznie, ciotka już wyszła na ganek i myśli, że przestraszy mnie swoją groźną miną, chciałabym zobaczyć jej przestraszną minę, jakby dowiedziała się co robię.
-Możesz się pośpieszyć?! - krzyknęła ciotka
zawsze ten sam tekst, to już robi się nudne i monotonne, mogłaby wymyślić coś nowego.
zwalniam tępo, bo jestem już obok domu, teraz idę jeszcze wolniej niż zwykle, to zabawne, że patrząc na moje wkurwienie rano, mam siłę jeszcze się z kimś droczyć. - Nie, nie mogę. - posłałam jej najbardziej fałszywy uśmiech jaki posiadam...chwila, prawie każdy mój uśmiech jest fałszywy.
-Selena! - zdenerwowanie ciotki rosło coraz bardziej
No to się zabawimy.
Przyśpieszam kroku i mijając ciotkę wchodząc do domu, kieruję się stronę schodów na górę.
-Masz zostać na dole rozumiesz?! Nie mam tyle lat co ty,moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i nie będę biegać za tobą po całym domu jasne?! - krzyczała jakby była w jakimś amoku, a ja po prostu zaczęłam się śmiać.
-No tak, faktycznie zapomniałam, jakbym ja dawała dupy co noc, też bym pewnie używałabym tej samej wymówki co ty, nie mogąc chodzić z wiadomych powodów. - cały czas patrzę jej w oczy uśmiechając się.
Przyglądając jej się z uśmiechem, nie zorientowałam się kiedy podniosła na mnie rękę i uderzyła mnie w policzek..odepchnęłam ją tak, że wpadła na szafkę, a na nią po kolei lecą, wszystkie rzeczy z półki. Co to kurwa miało być? Jak ona mogła mnie uderzyć? Kurwa mnie!

sobota, 1 marca 2014

Rozdział 1

Selena's POV:

Obudziłam się w naszej miejscówce. Demi śpi obok mnie,ale Miley nie ma. Cholera, ale boli mnie głowa i jeszcze ta ręka, cała we krwi delikatnie owinięta cienką warstwą materiału. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać co się wczoraj wydarzyło. W tej chwili wróciły wszystkie wczorajsze wspomnienia.
Na teren naszej bazy przyszła tego dnia Mona. Wiedziała, że to nasz teren. Dziwka. Jak śmiała w ogóle postawić tu swoją pierdoloną nogę. Jak śmiała podejść do mnie i dźgnąć mnie tym nożem? Do mnie! Przecież wie kim jestem, znała mnie, nawet jeśli słowo 'znać' oznacza odruch wymiotny na mój widok. Zwykła suka. Kim ona do kurwy nędzy jest?
W tym momencie zaśmiałam się sama do siebie. Przepraszam,teraz to juz raczej kim była.
-Witajcie dziwki, tęskniłyście? - Mona uśmiechnęła się wyzywająco 
-Taka rada dla ciebie Mona, wypierdalaj stąd, póki jeszcze wszystkie z nas są w miarę spokojne, jasne? - Miley jako jedyna była wkurwiona, ale opanowana, ja i Demi chciałyśmy rzucić się na te szmatę bez dawania jej żadnych ostrzeżeń.
Mona zaśmiała się. Dziwka, zawsze ukazywała swoja lekceważącą postawę wobec nas. - Bo co mi zrobicie? Potraficie tylko gadać, nic więcej, zawsze zapowiadacie apokalipsę, a żadna z was nie jest w stanie nic mi zrobić. Żeby było jasne, ten teren jest wasz tylko na razie. Mam ogromne plany wobec was, ale nie wiem czy powinniście się z nich cieszyć. - znowu ten uśmiech, jeśli ta kurwa uśmiechnie się jeszcze raz, to przysięgam zabiję ją. Odbezpieczyłam pistolet, a Milej spojrzała się na mnie ostrzegająco. 
W tym momencie Mona zaczęła się śmiać - I co z tym zrobisz dziewczynko? Odejdź kiedy starsi rozmawiają, jesteś w tym towarzystwie najmłodsza i nie jesteś w ogóle brana pod uwagę w naszych negocjacjach, więc idź do środka wyciągnij swoje pudełko z lalkami i poczekaj, aż skończymy rozmawiać. - cały czas patrzyła na mnie z tym swoim obrzydliwym uśmiechem na ustach.
No i bingo, mamy uśmiech. Już po tobie szmato.
-Jesteś zwykłą kurwą na naszym terenie, która nie będzie mi rozkazywać rozumiesz? - upuściłam pistolet na ziemię  - nawet bez tej broni sobie z tobą poradzę. - odwzajemniłam się jej tym samym uśmiechem 
Mona teraz podeszła do mnie tak blisko,że dzieliło nas teraz już tylko kilka centymetrów. - Myślisz, że jesteś groźna? Myślisz, że przestraszyłam się chociaż jednego słowa, które powiedziałaś? Mylisz się. To doby wybór, że upuściłaś broń, bo i tak byś nie nacisnęła spustu, a mogłabyś jeszcze zranić siebie. - sięgnęła do swoich spodni i wyciągnęła scyzoryk
To wszystko działo się tak szybko,że nawet nie zauważając leżałam na ziemi z zakrwawioną ręka i przystawionym scyzorykiem do twarzy, a Miley i Demi odciągały ją ode mnie, ale to ja ją odepchnęłam. Scyzoryk wypadł jej z ręki, a ja sięgnęłam po pistolet i teraz to ja siedziałam nad nią z pistoletem wymierzonym prosto w jej serce. 
Przybliżyłam swoją twarz do niej i powiedziałam jej prosto w oczy - Nadal uważasz się za lepszą? Jesteś szmatą, teraz to ja mam władzę nad tobą. To ja zdecyduję czy przeżyjesz czy nie. To ja mogę za parę sekund nacisnąć spust. Teraz to wszystko zależy tylko ode mnie.
Zaśmiała mi się prosto w twarz - Nie masz odwagi. Nie potrafisz. Słyszałam o tobie zanim stałyście się znane i wiedziałam, że te historie są głęboko przesadzone od samego początku. Nie nadajesz się do tego, więc po prostu odejdź póki jeszcze możesz. Bo tatuaże nie zrobią z ciebie niebezpiecznej. Uważasz się za lepszą szmato, ale wcale taka nie jesteś, jesteś zwykłym ścierwem i dobrze to wiesz, dlatego jesteś taką suką. Myślisz, że dlaczego rodzice cie zostawili? Bo jesteś gównem. Jesteś nic nie znaczącą kupą gówna. - Mona wykrzyczała mi te słowa prosto w twarz cały czas się uśmiechając 
i w tym momencie było słychać strzał. Nadal słyszę ten huk w mojej głowie. Bez żadnego wzruszenia pociągnęłam za spust. Wstałam, odwróciłam się na pięcie i nawet nie patrząc na Demi i Miley udałam się do magazynu. Teraz ten moment dalej nie ma dla mnie znaczenia. Wczoraj stało się coś co chciałam zrobić od dawna. Cieszę się, że w końcu mamy z głowy tę szmatę. Należało się dziwce za te wszystkie gówna jakie śmiała mi powiedzieć. Zwykła kurwa, która myśli, że myśli podskakiwać to kogo chce bo ma swój gang. - splunęłam
Gang kurwa. Banda niewyżytych emocjonalnie kurew, które każdej nocy stoją pod latarnią i zastanawiają się komu by tu obciągnąć za jak największą stawkę, a kiedy magicznie staje się jasność, wracają do porządku dziennego i znowu zgrywają niebezpieczne. Zabiją.. i co z tego? Zabijać też trzeba umieć. To Miley mnie tego nauczyła. Właściwie to razem z Demi nauczyły mnie wszystkiego. Były, kiedy moja kochająca ciotka przyprowadzała co noc do domu jakiegoś innego chuja i pieprzyła się z nim za moją ścianą, ale w tym momencie była jedyną osobą jaką miałam i która się mnie nie wyrzekła, chociaż szczerze to i tak mam na to wyjebane. Mamy tu swoją bazę, mam dziewczyny, niepotrzebna mi jakaś ciotka, która przygarnęła mnie z litości. Nienawidzę litości, nie ma nic gorszego od litości. No chyba, że miłość. Kurwa na samą myśl robi mi się niedobrze. Nie wierzę w miłość, zresztą w co tu wierzyć, skoro nic takiego nie istnieje? Nienawidzę tych wszystkich tandetnych romantycznych filmów, które opisują tak 'ciekawe i prawdziwe' historie, że aż się rzygać chce. Nigdy nie powiedziałam nikomu 'kocham cię' i nikt nigdy ode mnie tych słów nie usłyszy, sama też tych słów też nigdy nie usłyszałam,ale wcale tego nie chcę nie potrzebuję, to jest stek bzdur i kłamstw. Te słowa nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Zwykłe dwa beznadziejne słowa, które sprawiają, że ludzie skaczą z radości, ale co w tym takiego pięknego? Dwa przypadkowe słowa, które i tak nic nie znaczą. Zresztą miłość to oznaka słabości: „Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym." mój ulubiony cytat, bo prawdziwy.
Z rozmyślań wyrwała mnie Miley, którą zobaczyłam wchodzącą do pomieszczenia.
-Gdzie byłaś? - spytałam cicho,żeby nie obudzić Demi
-Gdzie byłam? Gdzie ja kurwa byłam? - krzyknęła Miley - sprzątałam po tobie do cholery! Co ty sobie myślałaś?! Mówiłam ci kurwa, żebyś jej nie tykała do cholery! Teraz mamy ich cały gang na głowie, co ty sobie do cholery myślałaś? Mogłaś ją postrzelić, owszem postraszyć kurwa, ale nie zabić! - Miley krzyczała tak głośno,że obudziła Demi
no to teraz się zacznie..