niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 4

Selena's POV:

Minęło kilka minut, a my już byłyśmy pod klubem. Miley parkuje, razem wysiadamy i kierujemy się w kierunku głównego wejścia klubu. Przy wejściu czeka na nas Vanessa, Zayn i George. Brakuje jeszcze dwóch osób z ich grupy, ale ta dwójka rzadko wychodzi. Jednak cała ta trójka ma 19 lat i mieszkają w swojej bazie za miastem, dlatego rzadko się widujemy, ale chcą przenieść swoje interesy tutaj, a bazę do naszego baraku. Liczymy na to, że przeniosą się wkrótce.
Posyłam Vanessie uśmiech, która idzie w naszym kierunku z szerokim uśmiechem.
Przytula naszą całą trójkę, cały czas się śmiejąc. Już teraz była nawalona, to co będzie potem. - Ledwo was poznałam ślicznotki. Opowiadajcie co u was się dzieje, ale liczę na szczegółowe wyjaśnienia. - mówiąc to pokazuje na moją zabandażowaną rękę. - No właśnie, w południe dowiedziałam się, że Mona nie żyje, a niedługo potem, szukał was jej gang, więc wnioskuję, że to wasza sprawka.
-Cholera. - Miley zaklęła
-No to chwalić się, która w końcu zabiła te dziwkę. - Vanessa sie smieje
Miley i Demi spojrzały się na mnie, a kiedy Vanessa to zobaczyła, również odwróciła swoją głowę i z uśmiechem zaczęła mówić. - Słyszałam, że to była niezła robota, kulka prosto w serce, zero szans na przeżycie, śmierć na miejscu, nieźle kochanie, gratuluję. - uśmiechnęła się po czym ścisnęła moją dłoń.
W końcu ktoś kto się z tego cieszył i mi gratulował. Miley i Demi byly jedynymi, które nie stały teraz uśmiechami.
Po chwili Vanessa dodała. - Ale, żeby nie było wątpliwości Sel nie pochwalam tego, to było szczeniackie, pochopne i zbyt nierozważne zachowanie, teraz możecie mieć z tego powodu poważne kłopoty, skoro już was szukają. - Spoważniała. Mimo dobrego humoru, spowodowanego zbyt dużą ilością alkoholu, teraz była cholernie poważna, a Miley przeklinała pod nosem.
Natychmiast jej na to odpowiedziałam. Bylam wkurwiona, od wczoraj slysze ciagle pretensje. - Możecie w końcu skończyć gadać o tym cholernym gównie? Wrócimy do tej rozmowy rano, teraz przyjechałam się najebać, zabawić i chociaż przez kilka godzin nie myśleć o tym całym gównie. Pozwolicie mi? - Patrzyłam na nie teraz już cholernie wkurwiona i szukałam w oddali spojrzenia któregoś z chłopaków, żeby któryś z nich w końcu raczył się na mnie spojrzeć i ruszyć tu swoje dupsko, bo miałam już dość rozmowy z dziewczynami, chciałam wejść w końcu do środka.
Miley cały czas była podminowana, Demi z nerwów wyjęła fajki z torebki i poczęstowała nimi nas wszystkie, więc zaczęłyśmy jarać, aż w końcu odezwała się Vanessa.
-Chcesz się bawić, wiedząc, że w każdej chwili mogą się zacząć wasze kłopoty? - patrzyła na mnie cały czas z poważną miną. - Powiedźcie mi przynajmniej, że macie przy sobie broń. - Teraz jej poważne spojrzenie zamieniło się w błagalne.
Kiedy Miley zaczęła jej odpowiadać, w naszym kierunku zaczął iść Zayn i George. Nareszcie. -Przecież wiesz, że nie zabieramy ze sobą broni, wiesz co się kiedyś wydarzyło, od tamtego momentu nie nosimy przy sobie żadnej broni, chyba, że idziemy na akcję. - Odpowiedziała jej Miley kiedy chłopacy właśnie do nas dołączyli.
-Witajcie piękne. - powiedzieli jednocześnie i uśmiechnęli się do nas. - Ile można na was czekać? Ja rozumiem te całe babskie pogaduszki i to, że mieliśmy obserwować czy nie dzieje się nic podejrzanego, ale zaczęliśmy się nudzić, wiec ruszcie swoje tyłki i zapraszam na parkiet dziewczyny. - dodał Zayn z uśmiechem na ustach.
Nagle wtrącił się George z równie szerokim uśmiechem. - Jeszcze z nudów przyjdzie nam jakiś głupi pomysł do głowy, a tego oczywiście byśmy nie chcieli. - Teraz oboje z Zaynem nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
Byli tak bardzo zadowoleni z wiadomych powodów, tak odreagowywali zresztą my tez wlaśnie z tego powodu tu przyjechałyśmy. Tylko, ze naszym planem było najebać się tu, a nie już w bazie.
Odezwała się do niego Vanessa. - Pójdziemy, jeśli przyniesiesz z samochodu 3 pistolety. - uśmiechnęła się do niego, a Zayn odwzajemniając uśmiech ruszył w stronę swojego samochodu i za chwilę pojawił się przy nas ponownie. Wyjął 2 pistolety ze swoich przednich kieszeni spodni i dał je Miley i Demi, a one schowały je do swoich torebek, kiedy wyjął 3 pistolet z jednej ze swoich tylnych kieszeni spodni i chciał dać go mi, najpierw wzięła go Vanessa.
Co do cholery?
Spojrzała na mnie i zaczęła mówić. - Masz nie używać go jeśli nie będzie takiej potrzeby jasne? A jeśli już będzie taka potrzeba masz postrzelić, a nie zabić. Żebyś zrozumiała powtórzę jeszcze raz, masz strzelić tak, żeby nie zabić. Rozumiesz mnie? - Nie przestawała patrzeć mi w oczy.
Wyrwałam jej pistolet z ręki i schowałam go do torebki. Kim ja do cholery jestem? Jakimś dzieckiem? Co to do kurwy nędzy ma być.
-Możecie przestać do cholery traktować mnie jak jakieś dziecko? Ile ja mam do cholery lat? Nie jestem idiotką i to rozumiem, wtedy musiałam to zrobić i to zrobiłam i powtarzam to już po raz setny, wcale tego nie żałuję. - odwracam się od nich i kieruję się w stronę klubu po czym do niego wchodzę, a oglądając się lekko za mnie dostrzegam idących tuz za mną po mojej lewej stronie Georga i Demi, a tuż za nimi resztę. No super, moje niańki. Podchodzę do baru i zanim zdążam cokolwiek powiedzieć barmanowi, George wyprzedza mnie i zamawia 2 Pina Colady, 1 Bloody Mary, 1 Manhattan i 2 Whiskey. Po chwili barman podaje nam jego zamówienie, do mnie i Vanessy powędrowała Pina Colada, Miley wzięła Bloody Mary, Demi Manhattan, a chłopacy standardowo zaczynali whiskey. Chociaż w ich słowniku słowo zaczynać jest pojęciem względnym.
Patrząc na zegarek w telefonie, bo na tym na ręku zbytnio nie mogę zauważyć prawidłowej godziny, po kilkunastu drinkach i kilku przetańczonych godzinach ku mojemu zaskoczeniu strzelam, że dochodzi dopiero północ i okazuje się, że trafiam prawie poprawnie. Dokładnie to jest 15 minut po północy, a ja zamierzam bawić się dalej. Kiedy wypijam nie wiem już którą kolejkę wódki i idę w kierunku łazienek ze względu na zbyt dużą ilość alkoholu w moim pęcherzu, kiedy staję obok drzwi do łazienki nie ma praktycznie nikogo oprócz dwóch dziewczyn, które stały przede mną i wyglądały mi znajomo, ale ze względu na rozmazane kolory nie jestem niczego pewna.
Nagle odezwała się jedna z nich. - Dobrze się bawisz? - ten głos poznam wszędzie. Nancy. Dziewczyna z gangu Mony.
-Skoro już pytasz to bawiłam się zajebiście póki nie przyszłaś.. Ty i twoje koleżaneczki zawsze psujecie najlepsza zabawę. - Wypaliłam.
Cholernie nie mam siły teraz na cokolwiek, ale patrze na nią z uśmiechem cały czas patrząc Nacy w oczy, nie zwracając uwagi na jej koleżanki, których tożsamości jeszcze nie udało mi się ustalić..
Po dłuższej chwili Nancy się odezwała. - Powinnaś być czujna Gomez, to nie jest zabawa w przedszkole. - chciała kontynuować dalej swój jakże interesujący monolog z którego nie zapamiętałam ani nie zrozumiałam ani słowa, ale nagle do naszego kółeczka dołącza czwarta osoba. - A moim celem jest pomszczenie mojej siostry. - Powiedziała te słowa, a ja już wiem, ze moje złe przeczucie przed impreza właśnie się sprawdzało.
-Witaj Katherine. - Teraz już się nie uśmiecham. Jestem pewna, że zaraz się zacznie.
Patrzy na mnie świdrującym spojrzeniem i choć zbytnia nie widzę jej twarzy to czuje jak jej oczy przeszywają mnie całą . -Boisz się? Bo jeśli nie to uważam, ze powinnaś zacząć. - nie spuszcza ze mnie wzroku.
-Ja, bać? I do tego ciebie? - zaśmiałam się - Wykończyłam twoja z siostrę z zimna krwią bez żadnego problemu i do tego patrzyłam na to jak umiera z uśmiechem na ustach, dodam, że gdyby cofnął się czas zrobiłabym to znowu, a teraz wykończę ciebie.
Kiedy wypowiedziałam te słowa Katherine straciła cierpliwość i wyciągnęła broń, którą teraz we mnie mierzyła.
-Wiesz jak się tego używa? - zakpiłam
-Jeśli nie chcesz się o tym przekonać to się w końcu zamknij...a nie czekaj w sumie to nie musisz, bo i tak cie zabiję. - Cały czas patrzy się na mnie z uśmiechem, a ja ani trochę się nie boję, nie wiem czy to jest spowodowane zbyt dużą ilością alkoholu, ale jakoś zbytnio się w to nie zagłębiam.
-Udowodnij. - Teraz ja tez się uśmiechałam dopóki nie zobaczyłam po swojej lewej stronie Zayna, który biegnie w moim kierunku z bronią w reku. Kiedy już był przy mnie najpierw czuję jak odpycha mnie na bok co powoduje wkurwienie całej czwórki, która chciała zabić mnie jak najszybciej i powstaje szamotanina. Kiedy czuję na swoim nadgarstku rękę, wiem, że na pewno nie jest Zayna, przyciąga mnie i kiedy patrzę na jej twarz widzę Katherine, która przystawia mi pistolet do skroni.
-Poznajcie moją łaskawość, macie 10 sekund na pożegnanie się. - odzywa się Katherine z uśmiechem na twarzy.
Kiedy zamykam na chwile oczy, czuję w tym momencie jak jestem rzucana na podłogę i że nie jestem już przez nikogo trzymana. Próbuję wstać, patrząc na Zayna, w którego jest w tym momencie wymierzony pistolet.
-Czas się skończył, no ale skoro wolisz, żebym najpierw zabiła ciebie proszę bardzo. - Katherine mówi do niego cały czas trzymając go na muszce.
W tej całej szamotaninie zgubiłam torebkę, nie mam pistoletu, więc kiedy już ma nacisnąć za spust, podnoszę się i z całej siły kopię ją w biodro tak, że się przewraca. Ludzie przebywający w klubie już zainteresowali się zaistniałą sytuacją. Kiedy podbiegam do Zayna orientuje się, że zajmując się Katherine zignorowaliśmy pozostałą dwójkę, która do tego momentu stała spokojnie, póki Katherine nie dała im teraz znaku ręką.
Widzę jak w naszą stronę biegnie Miley i George. Kiedy my już mamy się wycofać i zacząć biec, a oni są już blisko łazienek słychać pierwszy strzał, za chwile drugi i trzeci, a teraz czuję ból przenikający cale moje ciało i widzę jak Miley przestała biec zamierając w bezruchu cały czas patrząc mi w oczy. Trafiła mnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz